Urząd powinien być dla inwestorów przynajmniej partnerem .

Na rynku

Rozmowa z Marcinem Frączkiem – prezesem zarządu Małopolskiej Kompanii Deweloperskiej Sp. z o.o.

Urząd powinien być dla inwestorów przynajmniej partnerem . | zdjęcie 1


Jaki był w Pana ocenie miniony rok? Zarówno dla budownictwa, jak i dla Państwa firmy?

Dość trudno mi go oceniać w kontekście wyłącznie naszej firmy, która właściwie w zeszłym roku powstała, a na rynku zostanie zauważona pewnie dopiero w roku bieżącym.

Ogólnie rzecz biorąc, początek roku to wielki boom, w którym sprzedawało się wszystko, co istniało, a nawet to, co jeszcze nie istniało. Przełomową datą był 1 maja. Wszyscy obawiali się, że nastąpi ostre załamanie rynku, ale z naszej perspektywy widać, że nic takiego nie miało miejsca. Zagrożenie podwyżką stawki VAT to był główny mechanizm napędzający sprzedaż mieszkań, drugim elementem była natomiast obawa przed wzrostem cen w ogóle, wywołanym wejściem do Unii Europejskiej i swego rodzaju "zglobalizowaniem" rynku.

Wydaje się, że nie ma takich objawów - ceny się ustabilizowały, wykazując nawet lekką tendencję spadkową. Na lokalnym rynku krakowskim mamy natomiast innego rodzaju problem. Problem z Wydziałem Architektury i Urbanistyki UMK, problem z uzyskiwaniem decyzji o warunkach zabudowy (WZ) - nie mamy przecież w Krakowie planu zagospodarowania przestrzennego. Procedura straszliwie się wydłuża i jest dużo bardziej skomplikowana niż gdyby ten plan istniał. W przypadku naszej inwestycji przy ul. Zalesie, decyzja o warunkach zabudowy została wydana po 8 miesiącach oczekiwania. A to przecież dopiero pierwszy krok. Następnym jest decyzja o pozwoleniu na budowę, na którą czekaliśmy bodajże kolejne 6 miesięcy.

To właśnie jest jedną z głównych przyczyn, dla których ruch na rynku budowlanym jest obecnie bardzo słaby, a popyt na mieszkania nadal większy niż ich podaż.

Być może nie zwracamy też wystarczającej uwagi na pewne drobne elementy, które wpływają na całą sytuację. Znaczenie ma przecież także to, że złotówka jest coraz silniejsza, kredyty są łatwo dostępne, ludzie chyba rzeczywiście zaczynają coraz lepiej zarabiać i stać ich na to, żeby zaciągać kredyty i kupować mieszkania. Marzenie o własnym mieszkaniu to jedna z tych rzeczy, o których ludzie myślą przede wszystkim usamodzielniając się, to jedna z najważniejszych życiowych potrzeb. Być może właśnie dzięki konieczności zaspokojenia tej potrzeby nie odczuwamy tak boleśnie zahamowania rozwoju rynku budowlanego.

Jak będzie dalej? Jestem raczej optymistą. Zeszły rok był z jednej strony dość obiecujący, z drugiej - uczący pokory. Na urzędy skarżyć się nie ma sensu, skoro powiedziano i napisano o tym już chyba wszystko. Trudno jednak nie wspomnieć o sposobie ich funkcjonowania i podejściu urzędników do tej pracy, które - i nie chodzi tu już nawet o biurokrację - są całkowicie złe. Urząd powinien być dla inwestorów przynajmniej partnerem, a może nawet swego rodzaju usługodawcą, którego jednym z istotnych zadań winno być służenie pomocą inwestorom w przygotowaniu ich przedsięwzięć. Wszyscy płacimy podatki, z których m.in. są wynagradzani urzędnicy.

U nas wszystko jest odwrotnie - jesteśmy petentami, którzy chodzą, proszą, namawiają, czasami, gdy już nie ma innego wyjścia, próbują tworzyć jakieś lobby. A urzędnik spokojnie, bez pośpiechu, dochowując należytej staranności, przekłada papiery na stosie rzeczy, które wciąż ma do zrobienia, my zaś jesteśmy albo na dole, albo w środku tego stosu, aż w końcu nadchodzi ten moment, gdy pojawiamy się na samej górze. Należy w tym miejscu podkreślić, że Wydział Architektury i Urbanistyki jest szczególnym wydziałem Urzędu Miasta ze względu na rolę, jaką odgrywa w kreowaniu przedsięwzięć inwestycyjnych realizowanych na terenie Gminy.

Być może z tego względu, a także z uwagi na znaczną odpowiedzialność, jaka powinna spoczywać na urzędniku analizującym wniosek inwestora i wydającym decyzje oraz na szeroką wiedzę, którą ten urzędnik powinien dysponować, Zarząd Miasta winien rozważyć konieczność szczególnego (wyższego) i odpowiednio motywującego wynagradzania pracowników Wydziału Architektury i Urbanistyki ?

Sytuacja zaczęła się chyba jednak powoli poprawiać. Z wypowiedzi wiceprezydenta Bujakowskiego wynika, że liczba wydawanych pozwoleń szybko rośnie...

Nie wiem, czy rzeczywiście tak jest. Natychmiast rodzi się pytanie, do czego tę liczbę się porównuje. Jaki jest punkt odniesienia?

Ponoć w tej chwili decyzji wydaje się tyle, ile wniosków do urzędu wpływa. Spiętrzenie spraw powoli zaczyna się rozładowywać.

Oczywiście jest to optymistyczna informacja, choć nie jesteśmy w stanie w jakikolwiek sposób jej zweryfikować. Nie wiemy ile wniosków w tej chwili wpływa do Urzędu, jak to się ma do okresu sprzed kilku lat, kiedy plan zagospodarowania Miasta Krakowa obowiązywał i wreszcie jak to wygląda w stosunku do innych miast w Polsce. Jeśli chodzi o moje zdanie dotyczące tego problemu, to opiera się ono tylko i wyłącznie na doświadczeniach bezpośrednich bądź pośrednich. Przykład : mój wspólnik przygotowuje dla innego podmiotu inwestycję, dla której wydanie decyzji o WZ zajęło Urzędowi 13 miesięcy.

Wspólnik próbował nawet interweniować u Pana Prezydenta Bujakowskiego. Była to standardowa interpelacja z uprzejmą prośbą o wyjaśnienie, dlaczego sprawa tak się przeciąga. Pismo zostało napisane po prawie 10 miesiącach oczekiwania. O ile mi wiadomo do tej pory urząd nie zajął jakiegokolwiek stanowiska w tej sprawie. Być może wypowiedzi dla mediów czy na spotkaniach z przedstawicielami branży budowlanej są nieco inaczej skonstruowane, przedstawiają rzecz w lepszym świetle? Nie możemy tego w żaden sposób sprawdzić.

Prawo nakazuje teraz wydanie decyzji w określonym czasie...

I tak było przecież zawsze! Podam Panu przykład na to, jak Urząd radzi sobie w takich sytuacjach - bo radzić sobie jakoś przecież musi. W ostatnich kilkunastu miesiącach przepisy związane z decyzjami o WZ zmieniły się chyba nawet dwukrotnie. Spowodowało to, że procedura analizowania wniosków stała się bardziej obszerna, wydłużyła się, a to doprowadziło do swego rodzaju blokady w urzędzie.

Gdy przepisy się zmieniały, były takie momenty, gdy urzędnicy nie wiedzieli nawet, jak niektóre z zapisów ustawy interpretować. Być może w Polsce niestety nie da się po prostu napisać ustawy w taki sposób, aby jednoznacznie wyjaśniała i rozstrzygała wszelkie możliwe przypadki. Urzędnik musi w którymś momencie podjąć decyzję, "uruchomić" swoją wiedzę i zaryzykować swoją odpowiedzialnością, a nie bardzo się do tego pali. Zaczynają się więc analizy - powstał przecież w Wydziale Architektury i Urbanistyki nowy, dodatkowy pion tzw. orzecznictwa, czego jedyną konsekwencją jest tylko wydłużenie procedury i „rozmycie” odpowiedzialności za wydawane decyzje.

Mamy zatem taką sytuację, w której inspektor dostaje dany wniosek, analizuje go, podejmuje decyzję, przygotowuje całe opracowanie i nawet treść decyzji o WZ, ale nie może jej podpisać i wydać nam jako wnioskodawcom, bo musi przekazać całość dokumentacji do działu orzecznictwa. A tam może się okazać, że orzecznicy mają zupełnie inne zdanie, że to czy tamto nie jest jasne, a czas przecież płynie. Wracając do wspomnianych przez Pana ustawowych terminów - owszem, one istnieją, ale czas ten zaczyna się liczyć od momentu rozesłania stronom zawiadomienia o wszczęcia postępowania. A w rzeczywistości od chwili złożenia przez inwestora wniosku do wszczęcia postępowania mijają długie miesiące.

Regułą jest stosowanie przez Urząd wszelkich możliwości jakie stwarza prawo, aby wydłużyć procedury (mam tu na myśli zapisy rozdziału 7 KPA). W przypadku wspomnianego, 13-miesięcznego oczekiwania, wszczęcie postępowania miało miejsce dopiero po 5 miesiącach od daty złożenia wniosku. Urzędnik może przystąpić do analizy dokumentów, której efektem będzie wydanie decyzji, dopiero wówczas, gdy dojdzie do wniosku, że ma ich już komplet. A zebranie tego kompletu to temat na odrębną historię.

Czy w takim razie jest jakiś sposób, aby z tej patowej sytuacji znaleźć wyjście? Wszyscy narzekają, naciskają na Urząd...

W istniejącym u nas systemie administracyjnym niewłaściwe podejście Urzędu, może też brak odpowiedniej motywacji poszczególnych urzędników do konstruktywnego działania, mają kluczowe znaczenie. Docierają do nas informacje, że Kraków bywa przedstawiany jako miejsce, w którym załatwianie spraw w urzędach jest czymś, czego się swoim klientom nie życzy. Np. inwestorzy skarżą się, że czekają na wydanie decyzji dwa miesiące, a wtedy słyszą, że gdyby spróbowali to samo załatwić w Krakowie, to przestaliby narzekać na własne urzędy.

Mój Wspólnik, działający w branży już ponad 30 lat, ma wiele pomysłów na zreorganizowanie pracy Urzędu i tym samym uzdrowienie sytuacji. Wielokrotnie zresztą przedstawiał je w rozmowach z mediami i decydentami, wysyłał pisma w tej sprawie. Niestety, jego propozycje nie są jakoś brane pod uwagę. Wprost przeciwnie - powstanie pionu orzecznictwa to dołożenie kolejnego szczebla w drabince, wydłużającego procedurę.

W końcu jednak udało się Państwu decyzję uzyskać.

Dzięki Bogu tak, ale czekając dostaliśmy „lekcję pokory”. Kiedyś wydawało się nam, że wszystko trwa długo, gdy czekaliśmy 6 czy 8 miesięcy –(cała procedura, włącznie z zakupem działki). Teraz czekamy półtora roku do dwóch lat - niektórzy ponoć nawet dłużej – uczymy się pokory, a nasze ryzyko jako dewelopera jeszcze bardziej rośnie.

Mamy zresztą na krakowskim rynku przykłady na to, że wydłużona procedura administracyjna potrafi doprowadzić niektórych inwestorów do poważnych kłopotów finansowych. W końcu tego rodzaju działalność wymaga wyłożenia dość sporych sum jeszcze przed uzyskaniem decyzji o WZ, a nie ma żadnej pewności, że taka decyzja zostanie wydana.
Oczywiście większość deweloperów współpracuje z biurami architektonicznymi i innymi specjalistami, którzy przygotowują odpowiednie analizy. Albo też sami mają na tyle dużą wiedzę, aby ocenić, czy wybrana lokalizacja spełnia podstawowe, zapisane w ustawie wymogi, a w konsekwencji czy inwestycja ma szanse realizacji. To wszystko wymaga jednak nakładów. Trzeba przecież wcześniej zagwarantować sobie, że wybraną działkę w ogóle się nabędzie. Oferta pojawia się na rynku, zaczynają się nią często interesować inni inwestorzy - niekiedy konieczna jest szybka i trafna ocena szans powodzenia przedsięwzięcia i podjęcie ryzyka. Cena gruntu musi być adekwatna do wartości, a dodatkowo musimy mieć przynajmniej 95 procent pewności, że potrafimy rzecz od początku do końca skutecznie przeprowadzić.

W przedwstępnej umowie zakupu działki z reguły są jednak zapisy, które gwarantują zwrot kosztów nabycia, jeżeli nieruchomość z takich czy innych powodów nie będzie mogła zostać zabudowana ...

Oczywiście tak, ale to zawsze kosztuje. Trzeba zdawać sobie sprawę, że z reguły właściciele nieruchomości wymagają przedpłaty, a warunkiem zawarcia umowy przyrzeczonej jest właśnie ostateczna decyzja WZ. Bo dopiero jeżeli ją mamy, to na pewno otrzymamy również pozwolenie na budowę.

Na takiej sytuacji skorzystali deweloperzy, których stać było na duże działki, objęcie WZ-ką większego obszaru, bo mieli co zaoferować na rynku...

Na krakowskim rynku budowlanym deweloperów, czy spółdzielni jest mnóstwo. Bo te ostatnie, wbrew obiegowej opinii, cieszą się wciąż dużym powodzeniem. Wciąż wielu klientów ma większe zaufanie do tej formy budownictwa. Mnóstwo chętnych na mieszkanie, przychodząc do nas, powołuje się na przykłady spółdzielni, które w okolicy budują lub budowały.

Analizują naszą umowę, nasze propozycje finansowe, standard wyposażenia, harmonogram prac pod kątem tego, co proponowano im samym lub np. znajomym w spółdzielniach mieszkaniowych. Funkcjonuje jeszcze przeświadczenie, że w spółdzielni zawsze dostaną to, co zapisano w umowie - a wiadomo, że nie zawsze tak jest. To zależy od konkretnych ludzi, ich wiedzy, wiarygodności i uczciwości w działaniu.

Wybraliście Państwo lokalizację na Ruczaju dlatego, że dużo się tam buduje i sprzedaje ?

Trzeba tu odwołać się do naszych doświadczeń oraz trochę do filozofii, jaką nasza firma chce prezentować na rynku. Pierwszą inwestycją, jaką realizowaliśmy jeszcze w ramach spółdzielni, było osiedle przy ul. Rezedowej i ul. Woronicza zlokalizowane wśród zabudowy jednorodzinnej. Był to wtedy teren "dziewiczy", ul. Woronicza była dziurawą drogą szutrową, a taksówkarze często nie chcieli na nią w ogóle wjeżdżać. Ale też wiadomo było, że na tym terenie nic nowego nikt już przed oknami mieszkańców nie zbuduje. Przejazd do Rynku zajmuje 5 – 10 minut. To jest ten aspekt lokalizacji, który nawet w 80 procentach bywa istotą całego przedsięwzięcia.

Będziemy się więc starali wynajdować takie właśnie miejsca. I takie miejsca wbrew pozorom jeszcze są, pozostaje tylko do rozwiązania kwestia po pierwsze - trudności z ich nabyciem, po drugie zaś - przedstawienia takiej koncepcji zagospodarowania, która będzie akceptowalna dla Urzędu i będzie spełniać wszelkie formalne wymogi.

Chcecie więc Państwo realizować raczej kameralne obiekty?

W zasadzie tak, ale przecież nasze propozycje tak do końca kameralne jednak nie są. W tej chwili reklamujemy nasz pierwszy budynek, a przewidujemy budowę co najmniej jeszcze jednego w tej lokalizacji. Cały czas zresztą rozglądamy się w okolicy, bo działki tu jeszcze są i być może uda się postawić jeszcze jeden budynek.

Przy ul. Zalesie, w pierwszym budynku, powstanie 46 mieszkań i garaż podziemny z 29 stanowiskami. W drugim budynku przewidzieliśmy 43 mieszkania, natomiast w kwestii trzeciego trudno na razie coś powiedzieć, bo nie wiemy do końca, jak pójdzie nam z kupnem gruntu.

Chcielibyśmy kojarzyć się na rynku z kolorystyką widoczną w logo firmy, a więc proponować np. elewacje w kolorach biało-pomarańczowo-popielatych.

Mamy zamiar tak ujednolicić nasz wizerunek, aby w przyszłości ktoś jadący ulicą mógł skojarzyć mijane budynki właśnie z naszą firmą.

Czy uważa Pan, że łatwo jest teraz wejść na rynek nowym firmom? Czy w związku z tym, że jest to właściwie Państwa pierwsza inwestycja, klienci nie podchodzą do niej z dystansem?

Oczywiście idealnie byłoby, gdybyśmy dysponowali takimi środkami własnymi, albo też byłby na rynku dostępny taki produkt bankowy, który umożliwiłby startującej firmie budowanie bez konieczności wcześniejszego zdobywania klientów. To pewien ideał, do którego zresztą będziemy się starali dążyć i mam nadzieję, że w końcu polski rynek taki stan rozwoju osiągnie. Na Zachodzie tak właśnie z reguły jest - buduje się obiekt w całości, najczęściej dzięki korzystnym kredytom, wykańcza i dopiero sprzedaje lub wynajmuje.

Wcześniej wystarcza tylko dobre rozeznanie rynku i sprawny marketing. W dużych aglomeracjach rynek jest nasycony, ale dzięki temu po prostu normalny. Prawa rynku - dobra lokalizacja, dobry standard i jakość, walory komunikacyjne - sprawnie funkcjonują.

Wracając do pytania – wprawdzie jesteśmy młodą firmą ale wydaje się, że ze względu na duże doświadczenie z poprzedniej działalności inwestycyjnej nasza sytuacja jest lepsza niż podmiotów zupełnie nowych. Przynajmniej od 10 lat organizujemy i prowadzimy inwestycje budowlane, jak już wspomniałem partner działa w tej branży ponad 30 lat. Jesteśmy z wykształcenia budowlańcami, konstruktorami i dzięki temu mamy trochę inne podejście - po prostu znamy cały proces inwestycyjny od podszewki i nie mamy obaw, że czegoś nie będziemy umieli zrobić.
Inną kwestią jest reakcja rynku na naszą ofertę. Nasi klienci przywiązują dużą wagę do tego, kim jesteśmy.

Mimo, że firma jest nowa, my sami możemy pochwalić się konkretnymi osiągnięciami i to nabywców zachęca. Przyznam jednak, że jesteśmy odrobinę zaskoczeni faktem, iż pomimo edukacji medialnej, do znudzenia przypominającej o konieczności wszechstronnego "prześwietlenia" dewelopera, nadal zdarzają się klienci bardzo różni. Są tacy, którzy rzeczywiście sprawdzają wszystko, osobiście wizytując rejestry sądowe i działy ksiąg wieczystych, z drugiej strony są jednak tacy, którzy bezgranicznie ufają temu, co przedstawia im deweloper. Bywa tak, że klient skupia całą swoją uwagę w dyskusji nie na tym, co najważniejsze - czyli mieszkaniu, które ma nabyć i jego cenie - ale bardziej interesują go np. kłopoty z parkowaniem samochodu czy kolorystyka detali w budynku. O treści umowy właściwie nie rozmawia.

Zaczyna się nią interesować dopiero, gdy przy drugim czy trzecim spotkaniu zdecyduje się na zakup i dostaje do podpisania wzór umowy. Czasem zresztą nawet wtedy nie czyta jej uważnie.
Nauczyliśmy się już, że oczekiwania i wymagania ludzi oraz ich podejście do zakupu nieruchomości bywają skrajnie różne. Nauczyliśmy się także, że niezależnie od tego czy nasz klient chce czy też nie chce znać szczegóły dotyczące inwestycji, należy mu je w pełni przedstawić.

Ponieważ jesteście Państwo firmą nową, musicie swoją propozycję jakoś wyróżnić. Czy posłuży temu cena czy np. wyjątkowa jakość oferty? Czy też ze względu na niedużą podaż mieszkań na rynku w ogóle nie ma potrzeby wyróżniania się?

Znowu wracamy do filozofii firmy. Po pierwsze, nie chcemy budować molochów, a kameralne realizacje. Po drugie, kolorystyka budynków ma jednoznacznie kojarzyć się z naszą nazwą i logiem. Po trzecie, skrupulatnie wypełniamy wszystkie punkty umowy podpisanej z klientem i zapewniamy pełne zagospodarowanie terenu. Po czwarte - gwarantujemy niezmienną cenę. Nie ma w umowie niuansów dopisanych drobnym druczkiem. I wreszcie - jakość, którą jednak nasi pierwsi klienci będą mogli ocenić dopiero za kilkanaście miesięcy.
Wychodzimy z założenia, że zarówno pierwszy powstający blok, jak i każdy kolejny, ma być żywą reklamą firmy.

Jeżeli pierwszy budynek, koło którego mają przecież stanąć następne, zrealizujemy dobrze, tzn. terminowo, za obiecaną cenę, i z zachowaniem wysokiej jakości i funkcjonalności, to on sam będzie nas najlepiej reklamował. Biuro zlokalizowaliśmy w pobliżu placu budowy, co także jest według nas elementem wspierającym sprzedaż. Kolejni klienci będą mogli po prostu spytać o wszystko tych, którzy już w naszym budynku mieszkają i mam nadzieję, że opinia o nas będzie jak najlepsza.

Wprowadzamy także rozwiązanie, które chyba w Krakowie jeszcze nie funkcjonuje, a mianowicie nowoczesny system przygotowania ciepłej wody i centralnego ogrzewania. Zastosujemy lokalną kotłownię gazową, umiejscowioną w pierwszym budynku, która prawdopodobnie będzie obsługiwała również pozostałe bloki. Kotłownia ta jest wspomagana kolektorami słonecznymi i będzie dostarczała do poszczególnych mieszkań energię cieplną, tzw. wysoki parametr, na podobnych zasadach jak to robi MPEC do swoich wymiennikowni, z tym że rolę wymiennikowni będzie tutaj pełnił indywidualny mały wymiennik w każdym mieszkaniu , zasilający je w ciepłą wodę i centralne ogrzewanie.

Urządzenie to nazywa się Logoterma i pozwala zaoszczędzić nawet do 20-30% kosztów zużycia mediów w porównaniu z układami ze standardową kotłownią. Liczymy na to, że innowacyjne na naszym rynku rozwiązanie przekona ludzi, którzy zresztą bardzo często pytają o koszty eksploatacji.

Ostatnio było głośno o miejskiej działce, która położona jest właśnie w pobliżu Państwa inwestycji...

Cieszę się, że wspomniał Pan o tej sprawie. Jak wiadomo, ul. Zalesie położona jest po obu stronach ulicy Kobierzyńskiej, a nasza realizacja znajduje się po tej "drugiej" stronie ul. Kobierzyńskiej. W linii prostej to jakieś kilkaset do tysiąca metrów od "feralnej", potencjalnej lokalizacji domów socjalnych. Użyłem słowa "potencjalnej", ponieważ sprzeciw mieszkańców Ruczaju i budujących tu deweloperów jest bardzo duży.

Co więcej, z dość oczywistych powodów uzasadniony. Doświadczenia nie tylko krakowskie czy polskie, ale także na całym świecie, pokazują, że nie powinno się tworzyć sztucznych "gett", w których upycha się ludzi uboższych. Oni sami nie są w stanie zapewnić sobie normalnego funkcjonowania, a więc wymagają pomocy. Mówi się w tym przypadku o 700 mieszkaniach, a więc średnio licząc o ponad dwóch tysiącach osób, które zamieszkałyby prawdopodobnie w kilkunastu budynkach. Byłoby to więc duże osiedle, wymagające przecież infrastruktury.

Doświadczenia wskazują jednak, że takie nowe "substancje mieszkaniowe", powstające specjalnie dla "socjalnych" lokatorów, ulegają zwykle szybkiej dewastacji i degradacji, jednocześnie wpływając niekorzystnie na okolicę i obniżając ceny pobliskich nieruchomości. Gmina powinna więc zastanowić się, czy jest sens wydawania sporych pieniędzy na długoterminowe inwestycje, które zaraz po oddaniu do eksploatacji zaczną ulegać szybkiej dewastacji, czy nie o wiele bardziej opłacalnym przedsięwzięciem jest sprzedaż tych terenów na rynku i przeznaczenie uzyskanych środków na zakup mieszkań na rynku, czy wreszcie nie naraża się na natychmiastową reakcję właścicieli okolicznych mieszkań i domków jednorodzinnych, zgłaszających roszczenia odszkodowawcze. Argumenty te przytaczane są powszechnie przez przeciwników zaproponowanego przez Miasto rozwiązania. Przy okazji powołują się oni na przykład ul. Marczyńskiego na Górce Narodowej i przeróbki hoteli robotniczych na osiedlu Złotej Jesieni.

Z wielu powodów lepszym rozwiązaniem jest rozlokowanie "komunalnych" lokatorów w różnych miejscach. Po pierwsze, rozprasza się ich wśród mieszkańców "standardowych", co pozwala na ich łatwiejsze dostosowanie się. Po drugie, istnieje wiele gotowych mieszkań, których standard odpowiada wymaganiom gminy i socjalnych lokatorów. Takie mieszkania znaleźć można na Azorach, w Nowej Hucie czy np. w Bieżanowie. Co więcej, rozlokowanie ludzi w tych lokalach zajęłoby znacznie mniej czasu. Gdyby zaś dotychczasowi mieszkańcy tych budynków chcieli się przeprowadzić, można byłoby zaproponować im pomoc Gminy, która ułatwiłaby im przeniesienie do nowych mieszkań.

Proszę także zwrócić uwagę na fakt, że działki na Ruczaju są w tej chwili jednymi z droższych w Krakowie. Ciężko więc zrozumieć, czemu gmina nie stara się po prostu liczyć i oszczędzać w końcu także naszych pieniędzy. Gdyby grunty te zostały wystawione na sprzedaż choćby deweloperom, gmina uzyskałaby w ten sposób dużo większe korzyści, a za uzyskane środki zrobiłaby dużo więcej dla ludzi w większości pokrzywdzonych przez los.

Wystarczy przecież zastosować prostą, proponowaną już od paru lat zasadę "ziemia za mieszkanie". Gmina dysponuje działką, deweloper chce zbudować na niej blok, a więc "dogadują" się. Deweloper za uzyskany od miasta grunt rozlicza się konkretną ilością mieszkań o konkretnej powierzchni mieszkalnej według ustalonego wcześniej parytetu.

Całe rozwiązanie jest o tyle bezpieczne, że Gmina zyskuje nowe lokale dla ludzi, którzy chcą przenieść się ze starych mieszkań o niskim standardzie, a jednocześnie ma gwarancję, że nowe mieszkania powstaną - zamiana własności następuje bowiem dopiero po ich wybudowaniu. Deweloper z kolei nie musi ponosić już na początku kosztów zakupu gruntu i może przeznaczyć wolne środki na dalsze etapy realizacji inwestycji.

Kiedy rozpoczynacie Państwo prace?

Budowa ruszyła już 10 grudnia. Niestety, na Ruczaju mamy do czynienia ze "słynnymi" iłami i lessami, dla których najgorsze są opady deszczu, zaś lepiej pracuje się albo przy lekkich mrozach, albo przy pięknej słonecznej pogodzie. Nietypowa dla tej pory roku wiosenna pogoda sprzyja raczej tym inwestorom, którzy są już na etapie wyższych kondygnacji. Tymczasem nasz sprzęt grzęźnie w błocie, na pobliskie miejsca do składowania ziemi nie da się wjechać, a po deszczach na gruncie stoi woda. Jest to z pewnością problem, ale przecież nie z takimi miewaliśmy już do czynienia, więc i z tym sobie poradzimy.

Na kiedy przewidziane jest zakończenie realizacji?

Planujemy działania tak, aby przed końcem bieżącego roku budynki stały gotowe, a zagospodarowanie terenu było na tyle zaawansowane, żeby można było normalnie funkcjonować. Dajemy sobie natomiast 3-miesięczny "bufor" na załatwianie formalności administracyjnych takich jak np. decyzja o pozwoleniu na użytkowanie.

W jakich cenach sprzedawać Państwo będą mieszkania przy ul. Zalesie?

Kiedy jeszcze nie mieliśmy ostatecznego pozwolenia na budowę, stosowaliśmy ceny promocyjne. Docenialiśmy w ten sposób ryzyko, które podejmowali nasi klienci - metr kwadratowy sprzedawaliśmy wówczas za 2850 zł netto. Jest to oczywiście cena uśredniona, która może różnić się w zależności od klatki schodowej (jedna z klatek posiada windę), kondygnacji itp. W tej chwili natomiast, gdy pozwolenie już mamy, a budowa ruszyła, średnia cena wynosi 3000 zł za metr kwadratowy netto.

Dziękuję za rozmowę.

Czytaj także:

Po raz 35 w Sokole

Zamknij [x]

Czytaj także:

Po raz 35 w Sokole

Zamknij [x]